Pomimo iż kadra Piasta została mocno przetrzebiona przez kontuzje, zespół, który w sobotnie popołudnie wystąpił w spotkaniu przeciwko Sokołowi Marcinkowice, nie zawiódł, dostarczając wraz z gospodarzami tego pojedynku kibicom wielu emocji. Mecz pomiędzy Sokołem a Piastem obfitował w piękne gole, sytuacje podbramkowe i męskie pojedynki indywidualne. Ostatecznie pojedynek zakończył się remisem 4:4, a obie strony mogą czuś spory niedosyt.
Piast nie jechał do Marcinkowic w roli faworyta. z Powodu licznych kontuzji i innych nieobecności trener Grabowski miał do dyspozycji zaledwie dwóch graczy rezerwowych. Z powodu braku swojego lidera defensywy Adama Samca trener Wrocławian zdecydował się na ustawienie z trzema stoperami, w rolę których wcielili się Grabowski, Głęboki i Ludwiczak. Bocznymi obrońcami, którzy jednak pracować mieli na całej długości boiska zostali Makar i Korkosz. W środku pola operować mieli Mikuś, Pikulicki i Barański, przed nimi zaś Magusiak i Tylka. Głównym zadaniem piłkarzy Piasta było zagęścić środek pola i w pierwszych fragmentach gry taktyka ta przyniosła zamierzony efekt.
Goście lepiej rozpoczęli zawody dyktując w pierwszym kwadransie warunki na murawie. W 7 minucie Magusiak po raz pierwszy próbował wykorzystać stały fragment gry. Piłka po jego strzale z osiemnastu metrów poszybowała jednak nad bramka gospodarzy. Chwilę później w dogodnej sytuacji znalazł się Makar, jednak kłopoty z opanowaniem piłki nie pozwoliły mu na oddanie choćby strzału.
Po kwadransie przebudzili się gospodarze. Za sprawą Rybińskiego i Rudolfa kilkakrotnie zakotłowało się pod bramką Guździoła. Za każdym jednak razem zawodziła skuteczność snajperskiego duetu. W 16 minucie Rybiński miał idealną sytuację do otwarcia wyniku. Po prezencie bramkarza Piasta napastnik gospodarzy znalazł się przed zupełnie pustą bramką przyjezdnych. Pośpieszny strzał Rybińskiego wylądował jednak na poprzeczce bramki gości.
W 23 minucie Piast wyszedł na prowadzenie. Dynamiczna akcja Magusiaka i Tylki zakończyła się faulem na tym ostatnim w polu karnym Sokoła. Po raz piąty w bieżącym sezonie bezbłędnym egzekutorem jedenastki okazał się Mateusz Magusiak.
Podrażnieni gospodarze ruszyli do odrabiania strat. Goście dali się zepchnąć do głębokiej defensywy, a Sokół stwarzał kolejne sytuacje. Gospodarze szczególnie groźni okazali się po stałych fragmentach gry. W 29 minucie po jednym z dośrodkowań w pole karne piłka znalazła się pod nogami niepilnowanego Rybińskiego, który z najbliższej odległości doprowadził do wyrównania.
Ostatni kwadrans pierwszej połowy to znów lepsza gra Piasta. Doskonale w środku pola radzili sobie Mikuś i Pikulicki, dzielnie asystował im Barański. Cała trójka dziewiętnastolatków zaprezentowała bardzo solidny i ładny dla oka futbol. Niekwestionowanym liderem w szeregach żółto czarnych był jednak tego dnia Mateusz Magusiak. Pomocnik Piasta dzielił i rządził, a jego współpraca z Piotrkiem Tylką owocowała kolejnymi sytuacjami. W 40 minucie po koronkowej akcji w sytuacji sam na sam z bramkarzem Sokoła znalazł się Robert Pikulicki. Niestety, młody pomocnik Piasta nieczysto trafił w piłkę i ta minęła poprzeczkę bramki gospodarzy.
Ostatnie słowo w pierwszej odsłonie należało jednak do Sokoła. Kolejny stały fragment gry już w doliczonym czasie gry bezlitośnie wykorzystał doświadczony Tomasz Rudolf. Mocne dośrodkowanie w pole karne były zawodnik Śląska Wrocław głową zamienił na bramkę.
Wydawać by się mogło, że gol "do szatni" załamie zdziesiątkowany team z Osinieckiej. Nic bardziej mylnego. Na drugą połowę podopieczni Grabowskiego wyszli jeszcze bardziej zmotywowani i to oni ruszyli do pierwszych ataków na bramkę Sokoła. Niestety w 59 minucie Piast stracił trzecią bramkę. Ponownie ze stałego fragmentu gry. Z odległości 25 metrów na bramkę bezpośrednio uderzał jeden z zawodników Sokoła. Tor lotu piłki zmienił tuż przed bramkarzem Piasta Sławomir Dudka i na trybunach zapanował wielki entuzjazm. Nikt bowiem nie wyobrażał sobie, że gospodarze prowadząc na dwa kwadranse przed końcem dwoma bramkami będą jeszcze tego dnia musieli "gonić wynik".
Właśnie bowiem od 60 minuty młodzi piłkarze Piasta pokazali niesamowity charakter i serce do gry. Pomimo wielu kontuzji w trzech ostatnich meczach, wszyscy zawodnicy z Wrocławia grali ofiarnie i bez jakiegokolwiek strachu. Młodziutki Jakub Mikuś w ciągu kwadransa, aż trzykrotnie musiał opuścić boisko z powodu kontuzji. Niemiłosiernie poturbowany Korkosz, faulowany co chwilę Magusiak, walczący jak ranny byk Ludwiczak i wszyscy pozostali zawodnicy Piasta nie tylko zaskarbili sobie podziw kibiców z Marcinkowic, ale przede wszystkim dostarczyli im i sobie solidnej dawki emocji.
Tuż po stracie trzeciej bramki Pikulicki wypuścił w bój Piotra Tylkę, a kapitan wrocławskiego zespołu zmniejszył prowadzenie Sokoła. Nie minęły trzy minuty, a Piast wykonywał rzut wolny z prawej strony pola karnego. Wrzucona w pole karne piłka zatańczyła pomiędzy obrońcami Sokoła, a w końcu trafiła do Mateusza Grabowskiego, który strzałem z najbliższej odległości doprowadził do remisu.
Kibice nie zdążyli jeszcze przetrzeć oczu ze zdziwienia, kiedy czwartą bramkę dla Piasta dołożył Magusiak. Najlepszy strzelec wrocławskiego zespołu wykorzystał kolejny stały fragment gry. Z odległości grubo ponad trzydziestu metrów popularny Dzidek huknął jak z armaty, a piłka odbijając się po drodze od poprzeczki i pleców bramkarza Sokoła zatrzepotała w siatce.
Gospodarze stali jak wryci, jakby nie dowierzając temu, co rejestrowały ich oczy. Piast natomiast grał, jak w transie i już po chwili mógł dobić rannego przeciwnika. Niestety po pięknym rajdzie Pikulicki nie dostrzegł wychodzącego na czystą pozycję Korkosza. W innej sytuacji, w ostatniej chwili, obrońcy Sokoła zatrzymali szalejącego w ataku Piotra Tylkę. Kapitan Piasta grał jak w transie. Aż trudno uwierzyć w tak doskonałą wydolność, nie najmłodszego już przecież, wychowanka Lechii Dzierżoniów.
Szkoda, że piłkarzom Piasta nie udało się podwyższyć wyniku. Gospodarze bowiem, po chwilowej konsternacji, zaczęli odzyskiwać pewność siebie i to oni, przez ostatni kwadrans przejęli inicjatywę. Sygnałem do ataku dla Sokoła była bramka wyrównująca którą, a jakże, po stałym fragmencie gry zdobył Gul.
Rzut karny podyktowany został za faul w polu karnym Jakuba Mikusia. Młody pomocnik Piasta spóźnił się z interwencją i w, wydawać by się mogło, niegroźnej sytuacji zahaczył napastnika gospodarzy.
Po uzyskaniu wyrównania trener Sokoła Marcin Krzykowski zagrał va bank. Na boisku pojawili się ofensywni gracze, a gra przeniosła się pod pole karne Guździoła. W 74 minucie golkiper Piasta popisał się paradą meczu. Po precyzyjnym strzale Wejerowskiego w długi róg, jakimś cudem sympatyczny bramkarz Piasta zdoła końcami palców wybić piłkę na rzut rożny.
Gospodarze napierali, piłkarze Grabowskiego odpowiadali groźnymi kontratakami. Kilkakrotnie piłkarze z Żernik wychodzili w przewadze na połowę rywala, za każdym jednak razem brakowało precyzji w ostatnim podaniu, lub samego wykończenia akcji. Widać było jednocześnie, że w końcówce meczu, zaczęło piłkarzom z Wrocławia brakować sił. Trener Grabowski mógł wprowadzić na boisko zaledwie dwóch świeżych zawodników i rzeczywiście w ostatnich dziesięciu minutach na placu gry zameldowali się Węgiel i Fetkovych, zamieniając niemiłosiernie poturbowanych Korkosza i Mukusia.
Do ostatnich minut spotkania obie ekipy walczyły o przechylenie szali zwycięstwa na swoją korzyść, jednak pomimo iż arbiter doliczył do regulaminowego czasu gry kilka minut, wynik nie uległ już zmianie.
Piast dzielnie walczył na boisku faworyzowanego Sokoła i w nagrodę przywiózł do Wrocławia z trudnego terenu jeden punkt. Za tydzień przed własną publicznością Piast gościć będzie nieobliczalną Unię Bardo. Do zespołu z Osinieckiej na pewno powróci Szewczyk. Postępuje rehabilitacja Szlugi, Myki, Samca i Kosztowniaka. Niewykluczone, że któryś z tych piłkarzy będzie w stanie pomóc drużynie Grabowskiego.
Wszystkich kibiców serdecznie zapraszamy już najbliższą sobotę, na godzinę 15.00 na obiekt przy ul. Osinieckiej 9. Pomóżmy naszym piłkarzom w wywalczeniu jakże potrzebnego kompletu punktów!