Piast gromadzi kolejny komplet punktów. Tym razem jednak wygrana podopiecznym Grabowskiego nie przyszła łatwo, a bramkę na wagę trzech punktów zapewnił Wrocławianom w doliczonym czasie gry powracający do zespołu Tomasz Kosztowniak.
Nie licząc Bartka Guździoła, tym razem trener Paweł Grabowski miał do dyspozycji niemal wszystkich swoich piłkarzy. To napawało kibiców na Osinieckiej dużym optymizmem.
Wobec kłopotów bogactwa szkoleniowiec żółto-czarnych zdecydował się, w odróżnieniu do poprzednich spotkań, na ustawienie z Biczem i Piłatem na bokach obrony i Kossakowskim w środku pomocy.
Jak można było przewidzieć przed meczem inicjatywa w sobotnim meczu należała do Piasta, jednak Dolpasz nie tylko skutecznie się bronił, ale również potrafił wyprowadzić groźne kontry, po jednej z których, napastnik przyjezdnych otworzył wynik spotkania.
Jeszcze przed przerwą do remisu doprowadził niezawodny Michał Szewczyk, jednak do szatni obie drużyny schodziły przy wyniku remisowym. Kibice nie byli do końca zadowoleni z poczynań swoich pupili. Przyzwyczajeni do efektownej gry oczekiwali łatwego i wysokiego zwycięstwa. Dolpasz postawił jednak trudne warunki nie najlepiej dysponowanym tego dnia gospodarzom.
W drugiej połowie, mimo iż Piast był wciąż stroną atakującą, gospodarze nie potrafili pokonać bramkarza ze Skokowej. Wreszcie w 60 minucie Grabowski zdecydował się na zmiany. Na boisku pojawili się Nowicki i Kosztowniak. I to właśnie doświadczony napastnik Piasta okazał się bohaterem spotkania. Kiedy wydawało się, że drużyny podzielą się punktami, Kosztowniak zdecydował się na mocny strzał z przed pola karnego, po którym piłka zatrzepotała w siatce Dolpaszu.
Piast umocnił się na pozycji wicelidera. Po dzisiejszym spotkaniu można wysnuć kilka daleko idących wniosków. Najważniejszym jednak z nich jest fakt, że Żerniczanie stali się na tyle dojrzałą drużyną, że potrafią przełamać kryzysowe sytuacje i wygrywać, nawet w momentach, w których nie idzie. Dolpasz zaprezentował się we Wrocławiu bardzo dobrze, jednak wraca do Sokowej na tarczy, właśnie dlatego, że Wrocławianie, mimo że nie trafili tego dnia z formą, potrafili ograć mniej doświadczonego rywala.