W meczu trzeciej kolejki I grupy wrocławskiej Klasy A, Piast Wrocław Żerniki rozbił w lokalnych derbach odwiecznego rywala Błękitnych Jerzmanowo aż 6:1. Wynik mógł być dużo bardziej okazalszy, gdyby piłkarze trenera Grabowskiego wykorzystali choćby 30% stuprocentowych sytuacji.
Po ponad sześciu latach Piast powrócił wreszcie na ligowe spotkania na Osiniecką. Szkoda, że pogoda wystraszyła nieco kibiców z Żernik, których na stadion przybyło finalnie tylko nieco ponad stu.
Na papierze faworytem zdecydowanym wydawał się zespół gospodarzy. Derby jednak, jak przekonało się już wielu faworytów, żądzą się własnymi prawami. Tego obawiał się własnie prezes Piasta Jan Krempowicz, dla którego mecz z rywalem zza miedzy zawsze ma dodatkowy smaczek.
Rzeczywistość jednak okazała się dla przyjezdnych bardzo brutalna. Piast w pierwszej połowie totalnie zdominował swojego rywala, którego zawodnikom tylko sporadycznie udawało się dotknąć futbolówki.
Już pierwsza akcja Piasta zakończyła się sytuacją sam na sam, której nie wykorzystał Myka. Chwilę później ten sam zawodnik oddał groźny strzał tuż zza pola karnego. Piłka minęła o centymetry jednak dalszy słupek bramki Błękitnych.
Wynik spotkania otworzył wreszcie Piotr Tylka. Po szybko rozegranym rzucie wolnym przez Magusiaka boczny pomocnik Piasta ograł bramkarza z Jerzmanowa i skierował bez trudu piłkę do pustej bramki. W chwilę później było już 2:0. Na listę strzelców wpisał się ponownie Tylka, a bramka jaką zdobył, była jedną z najpiękniejszych jaką widziano na tym stadionie. Prawie wszyscy zawodnicy w żółtoczarnych strojach dotknęli piłki, po czym ta trafiła do Kosztowniaka, który wyłożył ją na szesnasty metr Tylce. Wychowanek Lechii Dzierżoniów huknął z pierwszej piłki a piłka z gracją zatrzepotała w siatce.
Kolejne minuty upływały pod znakiem ogromnej przewagi gospodarzy. Bardzo pewnie radzili sobie w środku pola Iwan z Kossakowskim. Dzielnie wtórował im Myka, a klasą sam dla siebie był w niedzielę Kosztowniak. 38 letni weteran rozgrywał bardzo dobry mecz, asystujące swoim kolegom, jak sie okazało, aż przy czterech bramkach.
W 30 minucie właśnie były Mistrz Europy do lat 16 zagrał do Myki, który bez trudu podwyższył wynik spotkania. Po dwóch kwadransach Piast prowadził juz trzema bramkami i nic nie wskazywało na to, żeby goście mogli odwrócić losy tego meczu. Jedyną groźną akcję w pierwszej połowie Błękitni przeprowadzili dopiero w 33 minucie, jednak na posterunku stał nowy bramkarz Piasta Bartosz Guździoł.
W końcówce pierwszej połowy gra zaostrzyła się. Flustracja, wynikająca z fatalnych poczynań swoich podopiecznych, okazała się zgubna dla grającego trenera Błękitnych. W 35 minucie Marcin Koszerny bez pardonu potraktował wslizgiem Magusiaka. Sędzia główny juz za to przewinienie chciał kapitanowi przyjezdnych pokazać czerwoną kartkę, jednak po konsultacji z sędzią bocznym, wyciągnął z kieszeni kartonik koloru jedynie żółtego. Znamienna była interpretacja bocznego, który w odpowiedzi na protesty sztabu szkoleniowego Piasta, odkrzyknął ni mniej ni więcej "przecież go czysto nie trafił"... Dodać należy, że wślizg Koszernego należał do tych z gatunku "od tylu i z dużego rozbiegu". Biorąc pod uwagę deszczowe warunki panujące tego dnia na Żernikach, nie trzeba mieć wybujałej wyobraźni, aby wyobrazić sobie, jak mogłaby się skończyć ta akcja dla młodego Magusiaka, gdyby kapitan Błękitnych trafił go jednak bardziej "czysto". Sędziemu bocznemu gratulujemy z tego miejsca wisielczego poczucia humoru.
Niemniej jednak Koszerny był juz tak nabuzowany, że kolejna żółta kartka wisiała w powietrzu. I stała się faktem w 40 minucie, kiedy to zawodnik z Jerzmanowa bez piłki zaatakował Kosztowniaka. Tym razem miarka się przebrała i sędzia wyrzucił z boiska kapitana przyjezdnych.
Skądinąd bardzo dziwne zachowanie sympatycznego poza boiskiem Marcina Koszernego, który z premedytacją odebrał swoim podopiecznym resztki nadzieji na jakikolwiek korzystny wynik w tym meczu.
Pierwsza połowa zakończyła się więc trzybramkowym prowadzeniem Piasta. W drugiej zaś, jak to zwykle bywa w takich sytuacjach, motywacja gospodarzy nieco spadła. Dość powiedzieć, że goście stworzyli sobie dwie sytuacje dogodne do zdobycia bramki. W międzyczasie jednak Piast powiększył swoje prowadzenie ponownie za sprawą Tylki, który bezbłędnie wykorzystał rzut karny podyktowany za faul na Tomaszu Kosztowniaku. Przy stanie 4:0 trener Grabowski dał odpocząć kluczowym zawodnikom. Boisko opuścili Kossakowski, Myka oraz Wysoczański, a na ich miejsce na placu boju zameldowali się Andruszko, Jankowski oraz Węgiel.
Honorowego gola Blękitni zdobyli w 60 minucie z rzutu karnego. Do konca jednak spotkania to Piast stwarzał kolejne sytuacje, a niektóre z nich mogłyby zdobyć główną nagrodę w programie "Nie do wiary". Nie będziemy jednak znęcać się nad niefortunnymi strzelcami. Do worka z bramkami swoje gole dorzucili jeszcze Węgiel i Nowicki, a Piast finalnie odniósł swoje drugie z rzędu przekonywujące zwycięstwo.
Cieszy wynik, jeszcze bardzie jednak cieszy gra zespołu, która w zgodnej opini kibiców nosi znamiona najlepszej w historii klubu. Miejmy nadzieję, że Wrocławianie nie spuszczą z tonu i do końca sezonu będą grać tak, Jak podczas lokalnych derbów.
W najbliższą środę, o godz 17.30 Piast rozegra przy Osinieckiej mecz z KS Łoziną w ramach Pucharu Polski. W najbliższą niedzielę natomiast ponownie przy Osinieckiej zespół trenera Grabowskiego podejmie w czwartej ligowej kolejce odmłodzony zespół Sokoła Smolec.
Mecze między tymi dwoma zespołami zawsze budziły wiele emocji. Tym razem zdecydowanym faworytem będą gospodarze, jednak Sokół nie mając nic do stracenia, na pewno pokaże pazur i spróbuje sprawić niespodziankę.